Refleksje
Pracując na zleceniach w różnych miejscach na świecie bodajże od 20 roku życia nauczyłem się, że prace wykonuje się dwojako. Albo robi się to dobrze, albo wcale. Na własne nazwisko i renome pracuje się całe życie i bardzo szybko można sobie ją popsuć. Ta właściwość chyba nie dotyczny mojej lokalnej branży budowlanej, która za przeproszeniem w dupie ma jakość wykonywanej przez siebie pracy, swoją własną markę, renomę i to czy będzie polecana w przyszłości. Niewiarygodne jest to, że inwestror, który płaci musi na każdym kroku kontrolować ekipę, palcem pokazywać wymiary w projekcie, udowadniać na ilu cegłach ma być osadzone L-19 nad oknem i to nawet kierownikowi budowy. Niewiarygodne jest to, że inwestor musi sam sobie rozkręcić szalunki i poskładać deski, bo to nie wchodziło w zakres umowy. Dość mam jeżdżenia po 15 kołków i 3 deski
I od wczoraj ani Zdzisiu, ani Grzesio, ani Młody ani inny Piter nie mają wstępu na teren mojej budowy. Dość partaczy i cwaniaków na budowie.
Od poniedziałku montujemy strop filigran (pierwszy w bergamotce?). Zajmie się tym firma te płyty produkująca a za swoją pracę wystawi fakturę i da gwarancję. Na tym stropie rozłożymy peszle do różnych instalacji a tym także zajmie się firma z dosyć poważnym doświadczeniem na rynku. I zrobi to na fakturę i da na swoją pracę gwarancję. Konieć końców to wcale nie wychodzi dużo drożej. A odchodzą koszta, których nikt tak na prawdę nie bierze pod uwagę: źle wyliczone ilości lub rodzaje materiałów, transport, rozładunek, paliwo do auta, własny czas i nerwy stracone na budowie